Pamiętaj o mnie, gdy będziesz wypełniał swój PIT!

Pamiętaj o mnie, gdy będziesz wypełniał swój PIT!
Możesz skorzystać z darmowego programu do rozliczeń pit! (KLIKNUJ W ZDJĘCIE POWYŻEJ!) Pamiętaj, by wpisac symbol Filipka i jego imię i nazwisko: Biegała Filip 30/b! TYLKO WTEDY PIENIĄŻKI TRAFIĄ NA SUBKONTO FILIPKA!!!

środa, 26 września 2012

DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ O SOBIE :)

O Marii pisałam już nie raz, to nasza terapeutka od terapii RDI, ale też osoba, która jako pierwsza spytała się nam, jak się czujemy jako rodzice dziecka niepełnosprawnego, jak to na nas wpłynęło. Nie oszukujmy się, najczęściej wpływa źle. Z czasem, po latach, jak dziecko robi oszałamiające postępy możemy spróbować odnaleźć w chorobie dziecka jakiś głębszy sens, jakąś drogę dla siebie, ale standardowo jest tak(tak było bynajmniej 6 lat temu, gdy Filip był diagnozowany), że dostajemy diagnozę na piśmie, ktoś powie, że mu przykro i tyle. A ty sobie babo radź z tym. Raczej nie wolno nam być złym na siebie, dziecko, świat, Boga, bo jeszcze ktoś powie, że jesteśmy złymi rodzicami. Wmawiamy sobie,że akceptujemy sytuację, chorobę dziecka, samo dziecko, a często jest to zwykłym wyparciem problemu, pokazaniem, że sobie radzę, że to przecież nic takiego. Dziecko, jak dziecko, tylko trochę inne. Niestety, chyba nie można czegoś takiego, swoich prawdziwych uczuć wyprzeć tak, by do nas już nigdy nie wróciły i twardo wierzyć w to, co się sobie samemu wmówiło.  Ja długo, wręcz bardzo długo stałam w miejscu. Niby wszystko ok, bo przecież były terapie, organizowałam na to wszystko pieniądze,ćwiczyłam z Filipem, a on robił postępy. Razmniejsze, raz większe, ale robił. Czasem zdarzały się momenty w któych zdawałamsobie sprawę, że nie wszystko zależy ode mnie i choćbym na głowie stanęła, to nic na to nie poradzę. Tak było z boleriozą Filipa. On w świetnym stanie,właśnie zaczynał zerówkę w szkole masowej, wszystko szło jak z płatka. A tu nagle bum!! Dziecko wyłączone ze szkoły na kilka miesięcy, już później nie wrócił do grupy. A ja przecież plany miałam inne. Jednak twarda jestem jak skała, więc i po tym się podniosłam, dalej szłam swoją wytyczoną ścieżką. Dwa lata później, tuż po naszych pierwszych delfinach znowu stało się coś, na co nie mam wpływu. Filip chyba miał napad padaczkowy. Tego się nie spodziewałam, bo nie było to wpisane w mój plan i moje cele. Pojechaliśmy do szpitala, w któym nie udało się zrobić dokładnych badań. Po miesiący drugi szpitali nic. Jednak bezsilność jaka mnie wtedy dopadła, to,że nie potrafię pomóc swojemu dziecku w radzeniu sobie ze stresem pobytu w w szpitalu, że nie jestem w stanie przewidzieć pewnych spraw....
Tym razem nie mogłam się podnieść. Wszystko z tych 5 lat od diagnozy Filipa wróciło. Wszystko! Żal do wszystkich: do Boga, lekarzy, męża - dosłownie do wszystkich! Wrócił też wciąż tłumiony przeze mnie strach o przyszłość moją, Stasia i Filipa. Wróciła żałoba, któej nigdy nie przeszłam! Byłam jak sparaliżowana. Nie mogłam nic robić. Wstanie z łóżka i przygotowanie dzieci do szkoły to był koszmar. Następny koszmar tosprzątanie, pranie gotowanie. Nie byłam w stanie wsiąść do samochodu i zawieźć Filipa na terapie. Wszystko musiałam przerwać. Miałam mdłości, gdy tylko pomyślałam o pracy z Filipem i robiłam wszystko by tego nie robić. Teraz z perspektywy czasu wiem, że ta przerwa była potrzebna, że gdybym dalej w to brnęła byłoby tylko gorzej. Jednak wtedy, każdy stracony dzień terapii był jak bagno, któe mnie wciągało. Byłam tak zdesperowana tym, ze trzeba pracować z Filipem, bo każdy dzień jest ważny, że wchodziłam w coraz większe poczucie winy, wyrzuty, że tego nie robię. To pogrążało mnie z dnia na dzień coraz bardziej, a przy okazji ciągnęłam za sobą na dno moją rodzinę, bo jak może być inaczej, jeśli nagle jeden element układanki zawodzi, jeden z naważniejszych, który trzyma od zawsze wszystko w całości? Ja jednak miałam i mam to szczęście, że była przy mnie Maria. To ona podała mi rękę i wyciągnęła z tego bagna. I pierwszy raz usłyszałam, że nic nie muszę. Nie muszę jeździć na terapie, jeśli nie mam na to sił. Nie muszę sprzątać, jeślit o przyprawia mnie o wymioty. Nic nie muszę. Mogę, ale nie muszę. A żeby chcieć, to najpierw muszę poradzić sobie z sobą i z emocjami, które we mnie buzują na maksa i nie mogą znaleść ujścia. I tak się zaczęła moja DROGA do samoakceptacji, włąsnego rozwoju wewętrznego i poznania samej siebie, swoich uczuć i radzenia sobie z nimi. To był początek nowego życia nie tylko dla mnie, ale i dla mojej rodziny. Napisałam droga dużymi literami, bo to coś, co każdy z nas przechodzi, nasze życie i to jak ta droga będzie przebiegać zależy tylko od nas. W smutku, żałobie i poczuciu straty, czy w szczęściu i poczuciu spełnienia. To jest możliwe! :)


Do napisania tego postu natchnęła mnie sonda Marii, którą dostałam w jej magazynie dla rodziców dzieci z autyzmem "W Drodze".


Ze strony naszej terapeutki Marii Jędral:
"Przeznacz 5-7 minut i odpowiedz na kilka pytań dotyczących Ciebie jako rodzica dziecka z autyzmem.
Wyniki sondy opublikuję w jednym z kolejnych numerów magazynu W Drodze. Mam nadzieję, że pomoże ona również w podejmowaniu tematów, które dla Ciebie są istotne. Jeśli możesz, prześlij do znajomych rodziców.
 Z góry dziękuję za poświęcony czas."

Zapraszam rodziców dzieci z autyzmem do wzięcia udziału w sondzie :)

http://mariajedral.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=184:dowiedz-sie-wiecej-o-sobie&catid=62:w-drodze-nr-21

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku, jeśli blog podoba Ci się, prosze napisz coś miłego, jeśli chcesz krytykować - odejdź bez słowa. ten blog jest dla Filipka - może keidyś sam go przeczyta! dziękuję i pozdrawiam

Beata ,mama Filipka